wtorek, 10 listopada 2015

Sumienie - białe czy czarne?



„Idź, postaw wartownika” – Nelle Harper Lee

Zdarza się, że w towarzystwie ktoś skupia na sobie uwagę, bo ma do powiedzenia coś ważnego albo śmiesznego. No i mówi. Mówi, mówi, mówi, a kiedy kończy, zapada niezręczna cisza. Słuchacze spoglądają po sobie niepewnie i wreszcie ktoś zbiera się na odwagę i pyta zdezorientowany: eee… no i co?

W węźle kolejowym Maycomb pociągi stają tylko na żądanie. Zwykle jednak nie zatrzymują się w samym węźle (cokolwiek to znaczy), ale kilkaset jardów dalej, żeby podróżny musiał wracać kawał drogi z ciężkimi tobołami. Konduktor informuje wtedy wysiadających pasażerów, że… prawie zapomniał (o ich prośbie o zatrzymanie pociągu). Ot, wiecznie powtarzana złośliwość, a może żart.

Dwudziestosześcioletnia Jean Louise Finch od kilku lat mieszka w Nowym Jorku i do rodziny, zwłaszcza do starego ojca, przyjeżdża raz w roku na dwa tygodnie. Zwykle latała samolotem, lecz tym razem postanowiła pojechać pociągiem. Poprosiła o wysadzenie jej w węźle Maycomb, ale skład zatrzymał się ze czterysta jardów dalej, a życzliwy i taktowny konduktor – tak, życzliwy i taktowny, bo nie zwracając uwagi na jej niekompletny ubiór, sprawnie pomógł jej, gdy miała problemy ze składanym łóżkiem – poinformował ją z szerokim uśmiechem, że… prawie zapomniał.
Eee… no i co?

Mąż ciotki Alexandry postanowił porzucić rodzinę i zostać na rybach – stan ten trwa już od lat. Synowi zapowiedział, że ten może go odwiedzić, ale tylko po to, żeby ojca zabić.
Eee… no i co?

Takich momentów jest w powieści więcej. Na szczęście są i inne; cudowne fragmenty wspomnień z dzieciństwa, w których przejawia się prawdziwy talent Harper Lee. Dlatego zupełnie nie dziwi mnie, że wydawca kazał jej wywalić te „dorosłe” kawałki i zstąpić je relacją dziecka. Bo to autorce „Zabić drozda” wychodziło znakomicie.

Jean Louise Finch, zwana w dzieciństwie Skautem (scout – ang. harcerz, traper, zwiadowca), przyjeżdża do Maycomb odwiedzić ojca, siedemdziesięciodwuletniego prawnika Atticusa Fincha, który od pewnego czasu cierpi na reumatoidalne zapalenie stawów. Mieszkająca z nim ciotka Alexandra (przeprowadziła się, kiedy stało się jasne, że mąż z tych ryb raczej już nie wróci) jest w tym przedsięwzięciu złem koniecznym, za to spotkania z synem – według ciotki – białej hołoty, Henrym Clintonem, ubiegającym się o jej przychylność od wielu lat, to już dla Jean Louise czysta przyjemność. Jednak tym razem nie wszystko przebiega tak, jak zwykle.

Jean Louise pamięta jeszcze, jak jej ojciec zaryzykował karierę, ujawniając fałszywość oskarżenia Murzyna o gwałt dokonany rzekomo na białej dziewczynie, ale to było dawno temu, bo teraz, z ogromnym zaskoczeniem, dowiaduje się, że Atticus należy do Rady Obywateli Maycomb, rasistowskiej organizacji pragnącej za wszelką cenę utrzymać segregację rasową. Potencjalny narzeczony, Henry Clinton też, jak najbardziej. Także wielu innych ludzi, których kiedyś uważała za przyzwoitych i prawych. Teraz używają słowa „czarnuch”, twierdzą, że równość oznacza właśnie segregację, że „czarnuchy” do spółki z komunistami ukrzyżowały Jezusa itp.

Tu warto wspomnieć, że segregacja rasowa oficjalnie zakończyła się w USA 2 lipca 1964 roku dzięki ustawie prezydenta Lyndona Johnsona o prawach obywatelskich, jednak przez wiele lat jeszcze teoria i praktyka nie szły, zwłaszcza na południu, z sobą w parze.

Z tego wątku (tego, czyli rasizmu Atticusa Fincha, jego obłudy i zakłamania – należał przecież do Ku-Klux-Klanu) wydawca „Zabić drozda” też zrezygnował – czemu zupełnie się nie dziwię, bo napawa on odrazą – proponując autorce rozwinięcie tematu procesu Murzyna oskarżonego niesłusznie o gwałt i ograniczenie się tylko do niego.

W „Idź, postaw wartownika” wątek prawa i sprawiedliwości też się pojawia. Murzyn, prowadząc auto po pijanemu, spowodował wypadek, w którym zginął biały. Atticus rozważa przyjęcie sprawy Franka (wnuka Calpurni, czarnej kucharki Finchów), nie po to jednak, by go ratować, ale żeby uniemożliwić dostęp do niego „murzyńskim obrońcom” (którzy mogliby go może jakoś wybronić) i szybciutko nakłonić biedaka do przyznania się do winy. Co za s…syństwo!

Jean Louise rozmawia z doktorem Finchem (bratem Atticusa) i Henrym, próbując zrozumieć, co tu się dzieje, co się z jej bliskimi stało, ale mętnych wyjaśnień pierwszego z nich nie rozumie, a oportunizm drugiego uważa za wstrętny. Rozmawia też z ojcem, który kiedyś twierdził: „równe prawa dla wszystkich, szczególne przywileje dla nikogo”, ale dzisiaj uważa, że człowiek nie powinien mieć prawa głosu tylko dlatego, że jest człowiekiem. Smutne. Przykre.

Na koniec przyznam tylko, że żądania zwrotu pieniędzy za „Idź, postaw wartownika” oraz taka właśnie propozycja ze strony niektórych (nielicznych) księgarń w USA nie dziwią mnie zupełnie. Tak, tak właśnie wyglądało życie w USA pół wieku temu. Tak, Ruby Bridges, pierwsza czarnoskóra Amerykanka idąca do „białej” szkoły musiała być chroniona przez uzbrojonych w broń palną szeryfów federalnych. Tak, przed białymi chrześcijanami i ich agresją i nienawiścią.
Zdjęcie z Wikipedii
Ale… patologię życia społecznego (moim zdaniem!) się wyplenia, a nie robi na niej pieniądze, usprawiedliwia i wyjaśnia. Nic dziwnego, że poznając prawdę o ojcu, o Henrym i innych mieszkańcach swojego ukochanego Maycomb, Scout Finch dostaje torsji.

Zawiedziony nie jestem, wydanych pieniędzy nie żałuję – spodziewałem się takiej właśnie zawartości – chciałem się tylko upewnić… jak bardzo we współczesnym świecie upadają obyczaje, jak daleko można się posunąć, żeby zarobić.

Czy jest to książka… niedobra? Ależ nie! Jest tylko bardzo, bardzo smutna. I choć zapewne ludzie, którzy się na niej obłowili, mają inne zdanie, uważam, że nigdy nie powinna zostać wydana, i naiwne, łzawo-sentymentalne zakończenie tego nie zmieni.


„Notatki osobiste” Jana Pawła II (a prosił, żeby spalić je po jego śmierci!), wydane przez człowieka, któremu ufał, księdza Dziwisza, też nie powinny ujrzeć światła dziennego.

Złoty najpierw wiek nastał. Nie z bojaźni kary, lecz z własnej chęci człowiek cnoty strzegł i wiary – to już przeszłość, a szkoda…

2 komentarze:

  1. Kilka słów w opozycji i obronie „Idź, postaw wartownika”.
    Książka Harper Lee zrobiła na mnie takie samo wrażenie, no, może prawie, jak "Zabić Drozda". Wręcz nie mogę się nadziwić, że tak dobrą książkę trzymano tak długo w ukryciu.
    Smutna? Nie wydaje mi się. Jest to książka o bardzo ważnej rzeczy w życiu - o tym, by żyć, i dać żyć innym. O tym, że możemy się nie zgadzać w bardzo fundamentalnych sprawach. O tym, że ludzie są różni (banał!), wielu z nas ma w sobie bigota. O tym, że dobrymi intencjami jest wybrukowane piekło.
    Skaut boleśnie doświadczy tego, że jej wyidealizowany ojciec ma wadę, w dodatku monstrualnie paskudną. I lepiej dla niej, by ten fakt zaakceptowała. Motywy, które kończysz zapytaniem: "Eee... no i co??" są po prostu po to, by pokazać ludzi takimi, jacy są. Uroczy kawałek literatury, opowieść, i tyle. Dla mnie bomba.
    Książka przysporzyła mi wielu wzruszeń, a naiwnością nie odbiega wcale od tego, co zawierała "Zabić drozda". To styl Harper Lee, za który ją cenię, jestem sentymentalny, uwielbiam, kiedy treści najważniejsze są podane wprost, bez zbędnego kombinowania.
    Dla każdego człowieka relacja z ojcem (rodzicami) jest jedną z najważniejszych w życiu. Jeśli ktoś miał takiego ojca jak Atticus Finch, wydaje się, że nie może być bardziej szczęśliwy. Pewnie tak, ale nawet on ma swoje za uszami, bardzo brzydkie coś, czego jego dzieci nie muszą akceptować, ale do czego ma on prawo, jak każdy z nas. Skaut dopiero w wieku 26 lat zrzuca ojca z piedestału, "wita go bez słowa w szeregach rodzaju ludzkiego".
    Książka ma wiele fantastycznych dialogów, rzadko spotykanych w dzisiejszej literaturze. Uważam, że rozmowy z wujkiem Jackiem są po prostu genialne. Kilka ważnych dla mnie cytatów:
    "Jak świat światem, historia się powtarza, lecz człowiek pozostaje człowiekiem i historia jest dlań ostatnim miejscem, w którym szukałby lekcji dla siebie".
    "Uprzedzenie - to brudne słowo - oraz wiara - słowo jakże czyste - mają ze sobą coś wspólnego: zaczynają się tam, gdzie kończy się rozum".
    "Przyjaciele (...) potrzebują cię najbardziej wtedy, gdy są w błędzie. Nie jesteś im potrzebna, kiedy racja znajduje się po ich stronie".
    Dla mnie jest to najbardziej spektakularny powrót literacki, jaki znam. Nie taki, jak np. odgrzebane wprawki pisarskie Marka Hłaski pod tytułem "Wilk". Tu rzeczywiście zgoda, szkoda druku (choć Hłaskę będę uwielbiał zawsze).

    Cenię sobie Twoje recenzje, dzięki za wspaniałą robotę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. A moda jest wymagającą panią - już się odnalazły nieznane dotąd prace Wojaczka.

      Usuń