sobota, 1 czerwca 2019

Winny na wieki wieków, amen


„Niewinny” – Harlan Coben

Nie przepadam za opowieściami, w których jakiś zwyczajny, prosty człowiek zderza się z machiną prawa, państwa, korporacji, uwikłany zostaje w sytuację, której nie rozumie, z której nie jest w stanie się wykaraskać. Za bardzo przypomina to rzeczywistość, a ja nie po to czytam powieści sensacyjne i s-f, żeby zanurzać się w rzeczywistości, może nawet wprost przeciwnie. Mam jednak świadomość, że powieści sensacyjne tym różnią się od życia, że zawsze dobrze się kończą (dobro triumfuje, źli ludzie giną albo wędrują do pierdla), więc jakoś przez „Niewinnego” brnąłem.

Świat nie jest ani okrutny, ani radosny. Jest po prostu chaosem pędzących na oślep cząsteczek, mieszaniną reagujących ze sobą substancji chemicznych. Nie ma w nim prawdziwego ładu. Nie ma uświęconego potępienia zła i zwycięstwa słusznej sprawy. Chaos, dziecino. To wszystko chaos.

Matt Hunter, zwyczajny chłopak, w bójce, broniąc kolegi, przypadkowo zabił swojego przeciwnika. Przesiedział za to cztery lata, a drugie tyle potrzebował, żeby na nowo jakoś ułożyć sobie życie. W firmie prawniczej pracuje jako doradca (będąc przestępcą nie może być adwokatem), ale jego pozycja rośnie, można powiedzieć, że robi karierę. Matt żeni się z Olivią, a kiedy okazuje się, że żona jest w ciąży, małżonkowie kupują sobie najnowszy, niesamowity wynalazek: wideotelefony – można przez nie rozmawiać, można nagrać filmik o długości nawet do 15 sekund, można wysłać zdjęcie. Fantastyczne urządzenie.
Kiedy Olivia wyjeżdża na delegację Matt dostaje krótki filmik, wysłany z jej telefonu, w którym pojawia się ona z jakimś obcym facetem. Dzień później Matt orientuje się, że jest śledzony, a wkrótce potem śledzący go mężczyzna zostaje zamordowany. Sytuacja komplikuje się niesamowicie, oczywiście Matt uważany jest za sprawcę, czemu trudno się dziwić, zwłaszcza kiedy wychodzi na jaw, że zamordowany był partnerem Olivii z filmu, a ona sama… jest kimś zupełnie innym niż mu się wydawało.

Niezła lektura, choć przez tę początkową beznadzieję Matta Huntera, odrobinę nużąca momentami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz