„Mentalista” – Henrik Fexeus, Camilla Läckberg
Lubię warsztat pisarski Camilli Läckberg, ale nie można zapominać, że w tym przypadku autorów było dwoje, więc nie jest pewne, które z nich odpowiada za ostateczny kształt powieści, jej klimat, nastrój, wreszcie elementy fabuły. Zadziwiające wydawało mi się tylko to, jak wielu recenzentów, czytelników, ten fakt z premedytacją zapewne ignoruje. Przypuszczam też, że tego Henrika Fexeusa zauważono by natychmiast, gdyby powieść okazała się kiepska.
Vincent Walder, tytułowy mentalista, lat czterdzieści siedem, w nieudanym związku z Marią, po nieudanym związku z jej siostrą, pomaga policji w sprawie zabójstw, które wiążą się ze sztuczkami iluzjonistów. Walder próbował swoich sił w tym rzemiośle, ale ostatecznie występuje na scenie jako mentalista, specjalista od właściwości umysłu i sposobu myślenia, który bacznie obserwując ludzi, potrafi zgadnąć, co zrobią, jak się zachowają albo jak się zachowali, postąpili w przeszłości.
Waldera do grupy śledczych zwerbowała inspektor Mina Dabiri, pracująca w policji, w niedawno utworzonej, eksperymentalnej jednostce, w skład której wchodzą policjanci z różnych wydziałów, ale charakteryzujący się specjalnymi cechami. Inni gliniarze z tego zespołu to Ruben, irytujący dupek, przynajmniej pozornie, Christer, wiecznie niewyspany ojciec trojaczków, Peder i szefowa grupy, Julia. Autorzy sporo czasu i miejsca poświęcili tym osobom, ale jednak głównymi bohaterami są Dabiri i Walder.
Żeby powieść różniła się od miliona innych, autorzy wymyślili dość ciekawy zabieg, bo dwie pierwszoplanowe osoby zmagają się z poważnymi fobiami, natręctwami i obsesjami. U Dabiri chodzi o bakterie, wirusy, mikroby, zarazki, Walder natomiast to perfekcja i obsesja na punkcie parzystości. Oboje miewają reakcje somatyczne (na przykład ataki duszności lub paniki), gdy dochodzi do kontaktu, zderzenia z obiektem ich fobii.
Dwie kobiety, a wkrótce potem nienormalny chłopak, zostają znalezieni martwi w konstrukcjach naśladujących skrzynie lub inne rekwizyty sztukmistrzów. Zwłoki są w specyficzny sposób numerowane, więc nie ma wątpliwości, ze chodzi i seryjnego mordercę, który toczy z policją, a może przede wszystkim z Vincentem Walderem, coś w rodzaju chorej gry. Ale w jaki sposób zabójca przewidział, a może sprowokował, że do śledztwa zostanie zaproszony właśnie on, człowiek z zewnątrz? Walder, co wielokrotnie podkreślał, nie jest psychologiem, nie potrafi stworzyć profilu osobowości sprawcy.
Powieść stanowi niezłą rozrywkę, nie jest jednak tak dobra, żeby był sens wracać do niej po dłuższym czasie, jak to się dzieje z książkami naprawdę wybitnymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz