piątek, 7 marca 2025

Król HR może być tylko jeden!

 „Łowcy głów” – Jo Nesbø

Bohaterem jest Roger Brown, najlepszy w Norwegii łowca głów (HR – rekrutacja i pozyskiwanie pracowników); zarabia bardzo dobrze, ale jednak wiecznie za mało. Roger Brown o sobie: „…profesjonalny, analityczny i nieangażujący się emocjonalnie. Jestem łowcą głów. To niezbyt trudne. Ale to ja jestem królem" [1]. Od razu też dodaje, że ma wzrost mocno poniżej średniej. Kompleksy na tym punkcie powodują nieustanną obawę o to, że żona w końcu go zostawi. Żonaty z piękną Dianą, w dużej mierze dla niej i z jej powodu, żyje ewidentnie ponad stan. Monstrualnie wielki i bardzo kosztowny dom, pochłaniająca fortunę galeria sztuki Diany, luksusowe samochody. Roger Brown dorabia po godzinach, kradnąc dzieła sztuki – głównie swoim własnym klientom, z którymi przeprowadza wywiady kwalifikacyjne i wypytuje mimochodem o posiadane dzieła.

Pewnego razu w galerii Diany Brown spotyka Holendra, Clasa Greve. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że to bardzo łakomy kąsek – inteligentny, wykształcony, doświadczony menadżer ze znakomitymi kompetencjami. Jednak dla Browna najważniejszą jego zaletą jest to, że posiada obraz Rubensa, odziedziczony po niedawno zmarłej babci, wraz z domem w Oslo, stolicy Norwegii.
Zaślepiony okazją, która rozwiązałaby wszystkie jego problemy finansowe do końca życia, i przekonany o własnej wyższości, Brown nie zauważa, że Clas Greve rozgrywa z nim swoją własną grę. A kiedy zauważa, jest już za późno, bo przestaje chodzić o dobre stanowisko, ale zaczyna się walka o życie.

„Plan. Desperacki i pod każdym względem odrażający. Ale mimo wszystko plan, który miał cechę zdecydowanie za nim przemawiającą: był jedyny. Złapałem tekturową rolkę po papierze toaletowym i wsunąłem ją do ust. Sprawdziłem, jak szczelnie jestem w stanie zacisnąć wokół niej wargi. Potem podniosłem pokrywę kibla. Buchnął smród. Od dna pojemnika z rzadką mieszanką odchodów, moczu, papieru toaletowego i deszczówki spływającej wewnątrz po ściankach dzieliło mnie półtora metra.
/…/
Umieściłem pokrywę na głowie tak, by utrzymywała się w równowadze, wsparłem się na rękach po obu stronach dziury i powoli się opuściłem. To było niewiarygodne uczucie. Zapadałem się w płynne gówno, czułem lekki nacisk ludzkich odchodów” [2].

To mogłaby być bardzo dobra powieść sensacyjna, gdyby nie drobne mankamenty, a konkretnie to przesada i naiwność. Anatomopatolodzy w Norwegii nie potrafią w czasie sekcji zwłok odróżnić śladów zębów człowieka od psich kłów? A co z DNA? Ślina psa i człowieka nie jest taka sama. Poziom pokomplikowania spraw i zdarzeń jest po prostu zupełnie nieprawdopodobny. I inne podobne drobiazgi. Więc nie jest bardzo dobra, ale w sumie całkiem niezła. Czytałem z zainteresowaniem, zależało mi do ostatnich kartek, żeby dowiedzieć się, jak się to skończy.





---
[1] Jo Nesbø, "Łowca głów", przekład. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2008, s. 8.
[2] Tamże, s. 147.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz