Nasz uroczy bełkot codzienny
Widziałem kiedyś angielski program satyryczny. A może kabaretowy? Nieważne… Komik, który w nim występował, żalił się w pewnym momencie prowadzącemu, że Anglicy mówią coraz bardziej niechlujnie i nie dość, że po prostu bełkoczą, nie dość, że używają wyrazów, których nie rozumieją, to jeszcze posługują się językiem, którego właściwie nie ma.
Komik opowiadał, jak chcąc niejako odpłacić pięknym za nadobne tym wszystkim „onym”, w takim właśnie stylu wybełkotał coś do taksówkarza. Brzmiało to mniej więcej jak: „ghrumm, negich ruchalth bla, bla grota haystem”. Zaciekawiony wynikiem tego eksperymentu prowadzący program spytał, co z tego wynikło? Komik na to odpowiedział zrezygnowany: „no i zawiózł mnie tam”. Tu oczywiście oklaski i aplauz widowni!
Śmieszne? Pewnie tak – zwłaszcza dopóki coś takiego dzieje się gdzieś indziej, a nie u nas. Ale wygląda na to, że i w Polsce, wielu ludzi lepiej rozumie bełkot, niż poprawną polszczyznę.
Zainteresował mnie w sklepie produkt o niezupełnie dla mnie jasnej nazwie „ćwikła z chrzanem”. Kiedy nie byłem w stanie dociec, o co tu może chodzić (i to pomimo skończonej kiedyś szkoły zawodowej o kierunku betoniarz-zbrojarz), postanowiłem zapytać sprzedawczynię, czy zawarty w słoiku produkt zawiera, być może, podwójną dawkę chrzanu?
Ciepłe spojrzenie brązowych oczu spoczęło na mnie z krowią ufnością i typowym dla tych przemiłych stworzeń błyskiem inteligencji. W efekcie już po 27 sekundach sprzedawczyni zapytała rezolutnie: „a o co panu chodzi?”. Powtórzyłem pytanie nieco wolniej i zdecydowanie wyraźniej. Bez efektu.
Już miałem opuścić sklep, kiedy wpadło mi do głowy, że może jednak warto spróbować raz jeszcze. Tym razem mówiłem już bardzo powoli i bardzo wyraźnie: „Ćwikła to są buraki z chrzanem. Jeśli w słoiku jest ćwikła z chrzanem, to domyślam się, że do tych buraków z chrzanem dołożono chrzan. Jeśli do buraków dokładano chrzan dwa razy, to wydaje się, że jest go więcej, niż gdyby dołożono go raz. Jeśli chrzanu jest w ćwikle z chrzanem więcej niż w ćwikle, to o ile więcej? Czy może dwa razy więcej?”.
Pani sprzedawczyni miała już chyba jednak inne sprawy na głowie, bo zamiast udzielić mi wyjaśnień, nieco zniecierpliwiona zapytała tylko, czy chcę w mordę. Już miałem odpowiedzieć, że tak, bardzo chętnie, ale drugiego to chyba jednak wolałbym do rączki, ale… dałem spokój. Może pani starych kawałów też nie zna? Albo zgodnie z nową modą zaliczałoby się to do molestowania?
Na okładce książki wydawnictwa X znalazłem frapującą informację, która głosiła, że ta właśnie książka „okrzyknięta została wydarzeniem roku 2008”. Natychmiast zadzwoniłem do wydawnictwa, ale pani sekretarka nie potrafiła wyjaśnić mi, przez kogo książka została okrzyknięta wydarzeniem roku 2008, a moja sugestia, że może okrzykiwał ją pan prezes wraz z żoną, pełniącą funkcję wiceprezesa, została pominięta wyniosłym milczeniem. O to, jakim wydarzeniem (sensacyjnym, nudnym, śmiesznym…) roku 2008 książkę okrzyknięto, też się nie byłem w stanie dowiedzieć.
Bardzo podobna była sytuacja z książką wydawnictwa Y, na której napisano, że jest porównywana do… jakiejś innej książki. Przez kogo jest porównywana również pozostało tajemnicą.
Przeciętnie cztery razy w tygodniu zmuszony jestem wytężać wszystkie siły, żeby zrozumieć, że mój rozmówca określając się mianem oportunisty miał na myśli to, że jest wojowniczy, zadziorny i uparty, a inny, twierdzący, że jest spolegliwy, uważa się za człowieka wyjątkowo spokojnego i uległego. Tłumaczenia „bynajmniej-przynajmniej” dokonuję już właściwie odruchowo.
Znaczenia wyrazu „zajefajnie” nie rozumiem niestety do dziś.
Komik opowiadał, jak chcąc niejako odpłacić pięknym za nadobne tym wszystkim „onym”, w takim właśnie stylu wybełkotał coś do taksówkarza. Brzmiało to mniej więcej jak: „ghrumm, negich ruchalth bla, bla grota haystem”. Zaciekawiony wynikiem tego eksperymentu prowadzący program spytał, co z tego wynikło? Komik na to odpowiedział zrezygnowany: „no i zawiózł mnie tam”. Tu oczywiście oklaski i aplauz widowni!
Śmieszne? Pewnie tak – zwłaszcza dopóki coś takiego dzieje się gdzieś indziej, a nie u nas. Ale wygląda na to, że i w Polsce, wielu ludzi lepiej rozumie bełkot, niż poprawną polszczyznę.
Zainteresował mnie w sklepie produkt o niezupełnie dla mnie jasnej nazwie „ćwikła z chrzanem”. Kiedy nie byłem w stanie dociec, o co tu może chodzić (i to pomimo skończonej kiedyś szkoły zawodowej o kierunku betoniarz-zbrojarz), postanowiłem zapytać sprzedawczynię, czy zawarty w słoiku produkt zawiera, być może, podwójną dawkę chrzanu?
Ciepłe spojrzenie brązowych oczu spoczęło na mnie z krowią ufnością i typowym dla tych przemiłych stworzeń błyskiem inteligencji. W efekcie już po 27 sekundach sprzedawczyni zapytała rezolutnie: „a o co panu chodzi?”. Powtórzyłem pytanie nieco wolniej i zdecydowanie wyraźniej. Bez efektu.
Już miałem opuścić sklep, kiedy wpadło mi do głowy, że może jednak warto spróbować raz jeszcze. Tym razem mówiłem już bardzo powoli i bardzo wyraźnie: „Ćwikła to są buraki z chrzanem. Jeśli w słoiku jest ćwikła z chrzanem, to domyślam się, że do tych buraków z chrzanem dołożono chrzan. Jeśli do buraków dokładano chrzan dwa razy, to wydaje się, że jest go więcej, niż gdyby dołożono go raz. Jeśli chrzanu jest w ćwikle z chrzanem więcej niż w ćwikle, to o ile więcej? Czy może dwa razy więcej?”.
Pani sprzedawczyni miała już chyba jednak inne sprawy na głowie, bo zamiast udzielić mi wyjaśnień, nieco zniecierpliwiona zapytała tylko, czy chcę w mordę. Już miałem odpowiedzieć, że tak, bardzo chętnie, ale drugiego to chyba jednak wolałbym do rączki, ale… dałem spokój. Może pani starych kawałów też nie zna? Albo zgodnie z nową modą zaliczałoby się to do molestowania?
Na okładce książki wydawnictwa X znalazłem frapującą informację, która głosiła, że ta właśnie książka „okrzyknięta została wydarzeniem roku 2008”. Natychmiast zadzwoniłem do wydawnictwa, ale pani sekretarka nie potrafiła wyjaśnić mi, przez kogo książka została okrzyknięta wydarzeniem roku 2008, a moja sugestia, że może okrzykiwał ją pan prezes wraz z żoną, pełniącą funkcję wiceprezesa, została pominięta wyniosłym milczeniem. O to, jakim wydarzeniem (sensacyjnym, nudnym, śmiesznym…) roku 2008 książkę okrzyknięto, też się nie byłem w stanie dowiedzieć.
Bardzo podobna była sytuacja z książką wydawnictwa Y, na której napisano, że jest porównywana do… jakiejś innej książki. Przez kogo jest porównywana również pozostało tajemnicą.
Przeciętnie cztery razy w tygodniu zmuszony jestem wytężać wszystkie siły, żeby zrozumieć, że mój rozmówca określając się mianem oportunisty miał na myśli to, że jest wojowniczy, zadziorny i uparty, a inny, twierdzący, że jest spolegliwy, uważa się za człowieka wyjątkowo spokojnego i uległego. Tłumaczenia „bynajmniej-przynajmniej” dokonuję już właściwie odruchowo.
Znaczenia wyrazu „zajefajnie” nie rozumiem niestety do dziś.