„Łaskawe”
– Jonathan Littell
Jest
to historia dyrektora fabryki koronek ulokowanej gdzieś na północy Francji,
który u kresu życia postanawia opisać je całe, bez upiększeń i przemilczeń;
wygląda na to, że nie zależy mu już na anonimowości i utrzymywaniu w tajemnicy
własnej przeszłości, zwłaszcza tej wojennej.
Bohaterem
opowieści, a jest to relacja pisana w pierwszej osobie, jest Maximilian Aue,
doktor prawa, miłośnik muzyki, znawca filozofii antycznej, służący w
Sonderkommando oficer SS, co oznacza po prostu nazistowskiego zbrodniarza.
Hitlerowskie
Niemcy napadły na ZSRR i oddziały Sonderkommando (oddział do zadań specjalnych)
za przesuwającą się linią frontu mordują dziesiątkami tysięcy i to w bestialski
sposób Żydów, Cyganów, bolszewickich komisarzy, umysłowo chorych. Aue bierze w
tym wszystkim udział, opisuje… trochę jak postronny obserwator, prezentując
przy okazji swoje poglądy na mnóstwo spraw i zdarzeń.
W
Rosji Aue trafia pod Stalingrad, a następnie, ewakuowany po odniesieniu rany,
wraca do Niemiec, gdzie ma okazję spotykania się i rozmów z dygnitarzami
Trzeciej Rzeszy, wizytuje obozy koncentracyjne i w ogóle… uczestniczy w
ważniejszych wydarzeniach wojny. W pewnym sensie Aue zrobił imponującą karierę,
mimo, że był homoseksualistą.
Jonathan
Littell włożył wiele wysiłku w celu oparcia swojej historii na faktach, na
autentycznych wydarzeniach historycznych i gdyby jeszcze Maximilian Aue był
postacią prawdziwą, wówczas jego „Łaskawe” (oczywiste nawiązanie do Erynii
ścigających Orestesa) byłyby książką znakomitą, genialną. Ale Aue nigdy nie
istniał, jest to literacka fikcja, a więc wnikliwa interpretacja jego postaw i
zachowań, jego myśli i wątpliwości nie ma kompletnie nic wspólnego z Niemcami
czy nazistami. Nie jest wartościowa ani przydatna… do niczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz