Ale ten facet był inny. Mówił nam szokujące rzeczy. O śmierci na syfilis
wybitnego przywódcy powstania, o reducie rekruta Nakruta, o skrzydłach
towarzyszy pancernych, które zdaje się istniały tylko w malarstwie i
powieściach, o wieszczu, który mocno starał się dotrzeć na czas do powstania,
ale jakoś mu się to nigdy nie udało, bo balował w pogranicznych dworkach
szlacheckich, od czasu do czasu i raczej często, gwałcąc tam chłopki oraz
flirtując niewinnie z dobrze urodzonymi pannami, którym wpisywał do sztambucha
urocze rymowanki…
Chciał nas sprowokować, zaintrygować, może nawet sobie w jakiś sposób kupić?
Tak, zapewne. Ale było w tym coś jeszcze, coś zdecydowanie ważniejszego.
Zaczynaliśmy rozumieć dzięki niemu, że literatura piękna i historia, to dwie
zupełnie różne dziedziny, które rzadko mają ze sobą coś wspólnego, i których
lepiej nie mieszać. Że utwór (wiersz, powieść) należy oceniać w
kategoriach literackich i nie obrażać się, jeśli nie jest zgodny z faktami –
nie taka była i jest jego rola. Że naiwnością jest oczekiwanie, że autor jest
takim człowiekiem i takie życie prowadzi, jak bohaterowie jego utworów. Itd.
Itp.
Do dziś żałuję, że był z nami tak krótko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz