„Album morderstw” – Jonathan Kellerman
Cykl „Alex Delaware”, tom szesnasty. Niby jest w tym cyklu jakaś chronologia, ale w sumie każdy tom to oddzielna sprawa, więc da się czytać w dowolnej kolejności. Zwłaszcza że autor nie opisywał spraw i zdarzeń w kolejnych tomach zgodnie z chronologią. Dopiero w tym tomie (szesnastym – przypominam), znaleźć można sporo informacji o młodych latach Milo Sturgisa, o kształtowaniu się jego orientacji seksualnej i problemach z tym związanych; także o jego zajęciach zanim został policyjnym detektywem.
Najbardziej znana i popularna para bohaterów Kellermana: detektyw Milo Sturgis (pederasta) oraz jego przyjaciel, Alex Delaware, doktor psychologii i policyjny konsultant. W dalszym tle partner policjanta, doktor Rick Silwerman i partnerka Delaware, lutniczka, Robin Delgado. W tle jeszcze dalszym, przynajmniej do czasu, mnóstwo innych osób.
Doktor Delaware otrzymuje pocztą album ze zdjęciami ofiar zabójstw. Zawiadamia Sturgisa, przeczuwając, że w rzeczywistości jest to jakiś przekaz dla niego. Milo Sturgis nie ma wątpliwości, że to zdjęcia z akt policyjnych. Domyśla się, że zbierał je jego dawny partner, z początków pracy w policji, ale po co? Rozpoznaje też jedną z ofiar, brutalnie zamordowaną dziewczynę (ze skalpowaniem włącznie). Tej sprawy Sturgisowi i jego partnerowi nigdy nie udało się rozwiązać. Zresztą nie dano im na to czasu. Sprawę wyciszono, partner Sturgisa poszedł na wcześniejszą emeryturę, a sam Milo, z godziny na godzinę, przeniesiony został do innej jednostki. Od tamtych wydarzeń minęło ponad dwadzieścia lat.
Przyjaciele, Alex i Milo, próbują raz jeszcze poszukać sprawcy. Robin Delgado wyjechała w długą trasę koncertową wraz z jakimiś zespołami (jej zadaniem jest dbanie o ich sprzęt grający), co wygląda na kolejne porzucenie Alexa, natomiast Sturgis jest na urlopie, więc obaj mogą poświęcić tej sprawie wiele czasu i uwagi.
Młodość Milo Sturgisa to nie jest jedyny element, odróżniający ten tom od wielu innych – momentami czytelnik może obserwować i śledzić akcję z punktu widzenia detektywa, a nie – jak zwykle dotąd – tylko psychologa.
Niewątpliwie powieść kryminalna, której fabułę stanowi żmudne dochodzenie, jednak lektura wywoływała we mnie poczucie spokoju. Zresztą, nie jest to pierwsza książka Kellermana, na którą tak właśnie reaguję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz