wtorek, 19 marca 2019

Uroczy romans dla płci obojga


„Swatanie dla początkujących” – Maddie Dawson

Blado-glutowata okładka z obrazkami jak z bajek dla młodszych dzieci. Tytuł z kolei sugeruje poradnik (do pewnego stopnia słusznie). Odnoszę wrażenie, że ostatnimi czasy niektórzy wydawcy nie wierzą już w istnienie i działanie księgarń, w których potencjalny czytelnik sięga po książkę, bo zaintryguje go tytuł lub/i okładka. Oczywiście ostatecznie sprzedać da się wszystko, chodzi tylko o to, ile wysiłku i pieniędzy trzeba będzie przeznaczyć na reklamę. Jeśli jednak tych dodatkowych środków nie ma zbyt wiele, to zdarzyć się może, że umknie uwadze większości potencjalnych nabywców pozycja naprawdę całkiem niezła – jak „Swatanie dla początkujących”, właśnie.
Oczywiście problematyczne nieco okładki to nie tylko domena polskich wydawców, bo „A Piece of Normal” tejże autorki (z pstrokatymi babeczkami) też chyba nie jest do końca przemyślanym pomysłem.

W tym momencie ktoś powinien zawołać, że to rzecz gustu, a o gustach się nie dyskutuje – zawsze ktoś taki się znajdzie. Jest to oczywiście kompletna bzdura, co widać właściwie na co dzień podczas pokazów mody, na wystawach obrazów, w trakcie dyskusji o wzornictwie przemysłowym, urodzie pań, muzyce itd. itp., ale mnóstwo ludzi tak bardzo boi się krytyki i oceny, tak bardzo jest niepewnych własnego gustu, że będą do upadłego wmawiać innym, ale przede wszystkim sobie, że o gustach nie powinno się dyskutować.

Na pobożenarodzeniowej herbatce u siostrzenicy, Wendy Spinnaker, głupiej, zadufanej w sobie pindy, po latach trzymania się z dala od takich, pełnych obłudy  i sztuczności imprez rodzinnych, zjawia się  stara, umierająca na raka ciotka Blix. Ma świadomość, że następnego takiego spędu rodzinno-towarzyskiego już nie dożyje, więc niech im będzie, starym bufonom, że to takie spotkanie pożegnalne, choć o tym, że choruje, nie zamierza mówić nikomu.  Blix jest mocno zniesmaczona i znudzona przyjęciem do momentu, w którym pojawia się Noah – syn siostrzenicy – ze swoją  narzeczoną, Marnie MacGraw, przywiezioną z Florydy. Blix Holliday w ułamku sekundy pojmuje, że z Marnie coś ją łączy i że – w jakimś sensie – obie zjawiły się tutaj właśnie po to, żeby się spotkać.
Blix, podczas rozmowy z Marnie, odkrywa u dziewczyny, raczej młodej kobiety, podobny dar – obie „widzą” pary dla siebie przeznaczone i mają wrodzony talent do kojarzenia ich, do swatania. Blix rozpoznaje też ludzi, którzy do siebie nie pasują…

„Zamykam oczy i nagle czuję się wypompowana, zmęczona. Dociera do mnie coś, o czym wcześniej nie wiedziałam, prawda bardziej natarczywa, niż wszystko, co czułam do tej pory. Marnie MacGraw i Noah się nie pobiorą”*.

Pobrali się. Choć Noah Spinnaker przed samym ślubem mocno starał się przekonać Marnie, że to nie ma sensu, że im się nie uda, dziewczyna sterroryzowała go, zalała potokiem argumentów i przekonała. Małżeństwo rozleciało się po dwóch tygodniach.

Tu pozwolę sobie na pewien wtręt. Miałem pewne podejrzenia, więc popytałem znajome czytelniczki i okazało się, że kobiety tego fragmentu zupełnie nie widzą albo bagatelizują tak bardzo, że prawie jakby nie widziały. Którego? Ano, tego wyżej. Noah nie chciał się żenić, rozmyślił się, zorientował, że się do tego nie nadaje, że sobie nie poradzi, że to się nie uda. Miał zupełną rację! Małżeństwo się rozpadło. Dlaczego? Bo Noah nie dorósł do poważnego związku, nie nadawał się do niego, nie poradził sobie. Ups!
Jednym z argumentów, które przedstawiła mu Marnie był ten, że jeśli im się nie uda, to się rozwiodą. Więc się rozwiedli. Kto zawinił? Oczywiście nie Marnie, która parła do ślubu mimo jego sprzeciwów i wątpliwości, nie – winnym jest Noah, palant i dupek, bo sprawdziły się jego obawy, bo to on miał rację. Załóżmy jednak teoretycznie, że Noah nie ugiął się presji Marnie i do ślubu nie doszło. Z czyjej winy? Ależ tak, oczywiście znowu z winy Noaha! Stara zasada okazuje się prawdziwa i tu: w związku albo mężczyzna nie ma racji, albo kobieta ma rację – trzeciej opcji nie ma.

Podobnie jak stara Blix jestem zwolennikiem teorii, „…że jeżeli wprowadzasz prawo do swoich prywatnych relacji, to popełniasz błąd” (chodzi oczywiście o małżeństwo). Wydaje mi się ona najciekawszą i najlepszą postacią tej książki – ma nawet kandydata na partnera dla Marnie, ale to już sprawa dalsza. Szkoda, że tak szybko umiera, urządzając sobie zresztą świetną stypę przedtem. Przed swoim niecodziennym odejściem ciotka Blix zapisuje Marnie MacGraw  dom w Brooklynie oraz – w pewnym sensie – dziwną kolekcję przyjaciół i znajomych, szukających szczęścia, miłości, związku, spełnienia.

Marnie ma prawie trzydzieści lat, jej związek właśnie szlag trafił. Praca – była niezłą przedszkolanką – też poszła się kichać. Życiowa katastrofa? Okazuje się, że to dobry, korzystny (nie mylić z przyjemnym) moment, by rozstać się z naiwnymi rojeniami i zacząć nowe życie. Całkowicie odmienne. Początkowo Marnie zupełnie nie pali się do kontynuowania dzieła starej Blix, realizowania rozlicznych Projektów Istot Ludzkich (Projekt Jessica, Projekt Patrick, Projekt…), zajmować się swataniem, kojarzeniem par. Zaczyna jednak to robić i… Tu opowieść ta rozpoczyna się jakby po raz drugi.

Ostatecznie ocena dla kobiet: ciepła, optymistyczna, pogodna, romantyczna opowieść o uczuciach. Dla mężczyzn: nieco naiwna, momentami mało zrozumiała, ale wartościowa w sumie pozycja edukacyjna, bo pomoże im zrozumieć, z czym będą się musieli mierzyć na co dzień, wiążąc się z jakąś panią. Nie, wcale nie żartuję, myślę, że ta książka ma sporą wartość poradnikową dla młodych mężczyzn. Przydałoby im się poznać, oswoić się (bo zrozumieć się nie da i chyba nawet nie ma takiej potrzeby) ze sposobem myślenia i funkcjonowania kobiet, jeszcze zanim wejdą z nimi w stały związek, zanim się ożenią.

Miło się czytało i szkoda tylko, że w życiu zdarzają się poważniejsze, trudniejsze sprawy, niż tylko znalezienie odpowiedniego partnera/partnerki…

„Dopóki nie będziecie świadkami takiej chwili, nie dowiecie się ile miejsca macie w sercu. Ile przestrzeni jest na tym świecie, która należy tylko do was. Wtedy nabierzecie przekonania, że miłość zwycięży. Po prostu zwycięży”**.

Ale z drugiej strony… może naprawdę nie ma nic ważniejszego od miłości?


 ;-)

--
* Maddie Dawson, „Swatanie dla początkujących”, Wydawnictwo NieZwykłe, 2019, s. 23.
** Tamże, s. 389.

2 komentarze:

  1. "Pytasz co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną...
    Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno."
    Tyle poeta. A ja dorzucam książkę do listy lektur. Dzięki. Fajna recenzja! :)

    OdpowiedzUsuń