„Proces Norymberski” – Joe E. Heydecker, Johannes Leeb
W ostatnich dniach drugiej wojny światowej alianci mieli już gotową listę miliona przestępców wojennych, których należało sądzić i skazywać, zaraz po zakończeniu działań wojennych. Pierwszy i główny proces procedował od 20 listopada 1945 do 1 października 1946. Na ławie oskarżonych zasiadło w nim… siedemnastu Niemców.
Sędziami i oskarżycielami w głównym procesie norymberskim byli przedstawiciele Francji, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych oraz Związku Radzieckiego. Do kwietnia 1949 odbyło się jeszcze dwanaście procesów następczych, ale te prowadzone już były wyłącznie przed amerykańskimi Trybunałami Wojskowymi. Jak łatwo się domyślić, spowodowane to było rosnącymi rozbieżnościami między wielkimi mocarstwami. Łącznie w stan oskarżenia zostało postawionych 185 osób.
„Liczba poszukiwanych Niemców – pierwotnie milion osób – została rozszerzona przez Komisję Narodów Zjednoczonych do spraw Zbrodni Wojennych do mniej więcej sześciu milionów” [1].
W tym kontekście tych siedemnastu sądzonych niemieckich zbrodniarzy, a choćby i stu osiemdziesięciu pięciu, to liczba, która zakrawa na kpinę. Żeby jednak nie doszło do nieporozumienia, koniecznie trzeba tu dodać, że w Niemczech odbyło się całe mnóstwo innych procesów, nie tylko w Norymberdze i nie tylko tych najbardziej znanych zbrodniarzy.
NSDAP (Narodowo-Socjalistyczną Niemiecką Partię Robotników – partię hitlerowską, nazistowską) uznano za organizację przestępczą. Problem polegał na tym, że należało do niej osiem milionów Niemców – tylu ludzi nie dało się zamknąć w więzieniach. Przy okazji liczby te pomagają zorientować się, czy wojnę wywołali Niemcy, czy tylko naziści.
Heydecker i Leeb (pierwszy to niemiecki reporter, który przez dziesięć miesięcy był obecny na sali rozpraw, drugi to doświadczony publicysta), w swojej książce starają się wyjaśnić, jak to jest możliwe, o co chodzi, dlaczego tak właśnie, co się stało, o co w tym wszystkim chodziło. Ich publikacja to dokładna analiza. Momentami może nawet za bardzo – około siedemset stron! W tym zdjęcia, bibliografia, kalendarz wydarzeń, indeks nazwisk.
Jeden z przykładów zawartych w „Procesie Norymberskim”: wymiar sprawiedliwości, to jest alianccy sędziowie, bardzo się obawiali oskarżenia o stronniczość, co w sytuacji sądu wygranych nad przegranymi wydawało się dość prawdopodobne – w procesach miało ewidentnie chodzić o sprawiedliwość, a nie o prymitywną zemstę. To, że wszyscy wiedzą, kim był Joseph Goebbels, w sądzie nie wystarczy, „wszyscy wiedzą” to nie dowód w sprawie i nie argument dla Trybunału.
„Znacznie mniej dramatycznie przebiegały obrady w sprawie byłego kanclerza Rzeszy von Papena, choć w oczach sędziów był on osobą równie dwuznaczną i podejrzaną co Schacht. Stosunkowo znaczna niezawisłość i obiektywizm sądu znalazły potwierdzenie zwłaszcza w tej sprawie, bo choć żaden z sędziów nie czuł jakiejkolwiek sympatii do oskarżonego, niektórzy wręcz nim pogardzali i uważali za człowieka amoralnego, to jednak uniewinnili go od zarzutów we wszystkich punktach oskarżenia” [2].
Starć, sporów i kontrowersji było wśród sędziów wiele. Nie tylko co do wyroku (Rosjanie zwykle głosowali za karą śmierci, a najłagodniejsze kary proponowali Francuzi, czasem Brytyjczycy), ale także na etapie formowania się Trybunału. Jak potraktować Związek Radziecki, który zaatakował Finlandię, a wspólnie z hitlerowskimi Niemcami napadł na Polskę?
Kiedy pochwaliłem się znajomym, że czytam tę książkę, pytali mnie, czy wierzę w rzetelność autorów – w końcu to Niemcy piszący o niemieckich zbrodniarzach i przestępcach. Dobre pytanie i może nawet zrozumiała wątpliwość. Otóż wierzę i to właśnie dlatego, że to Niemcy pisali o Niemcach. Na pewno wielu ludzi na świecie byłoby szczęśliwych, mogąc autorom udowodnić, brak wiarygodności, jakieś bagatelizowanie, pomijanie, oszustwa. Gdyby im się to udało, to ta publikacja wylądowałaby na śmietniku, z autorów szydzono by i drwiono, i na pewno nie byłoby tylu kolejnych wydań. Zapewne nie jest to sprawiedliwe, ale gdyby w książce autora amerykańskiego, na przykład o holokauście, znaleziono jakieś nieścisłości, to czytelnicy uśmiechaliby się wyrozumiale, bo przecież każdy może się pomylić. Ala dla autorów niemieckich opinia publiczna w analogicznej sytuacji nie byłaby tak łaskawa.
---
[1] Joe E. Heydecker, Johannes Leeb, „Proces Norymberski”, przekład Marek Zeller, wyd. RM, wydanie IV, 2025, s. 44.
[2] Tamże, s. 524.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz