środa, 23 stycznia 2008

Na tropie Wojaczka

„Rafał Wojaczek, który był” – Maciej M. Szczawiński


Jest to trzecia biografia Wojaczka, którą przeczytałem w ciągu ostatniego miesiąca, a w takiej sytuacji porównania i oceny stają się czymś najzupełniej naturalnym i oczywistym. I tak, według mnie, biograficzna rekonstrukcja losów poety Macieja Szczawińskiego jest nieco, odrobinę gorsza od książki Stanisława Srokowskiego "Skandalista Wojaczek: Poezja Dziewczyny Miłość" i zdecydowanie lepsza od Bogusława Kierca "Rafał Wojaczek: Prawdziwe życie bohatera".

Co mi się nie podobało?
Momentami próby pisania biografii poety w sposób poetycki - a po co? Do tego czasami zbyt daleko idące domysły i spekulacje.

Co mi się podobało?
Zdjęcia, których dotąd nigdzie nie widziałem. Cała masa listów Wojaczka do różnych osób, pisanych w różnym okresie – to jest naprawdę wiele warte. Rozmowy z rodzicami poety i jego znajomymi, kolegami ze szkoły, dziewczynami. Dzięki temu obraz Wojaczka rysuje się nieco inny – z jednej strony bardziej realny, rzeczywisty, z drugiej, co paradoksalne, jeszcze mniej zrozumiały.

Nie wiedziałem wcześniej, że Wojaczek przed samobójstwem zostawił dokładny spis leków, które połknął, wraz z dawkami. Tak robią zwykle ludzie pozorujący samobójstwo, a spis ma być pomocny lekarzowi, przy odtruwaniu.

Nie wiedziałem, że żyjąc w atmosferze skandalu, wśród awantur, burd pijackich, prowokacji, Wojaczek przez sześć lat przyjmował od ojca pieniądze na opłacenie kolejnych sublokatorskich pokoi, a od matki wypraszał stale paczki z artykułami spożywczymi, czystą pościelą, itd.

Nie wiedziałem, że jako alkoholikowi wielokrotnie wszywano mu esperal.

Szczawiński, w odróżnieniu od Kierca i Srokowskiego, nie znał Wojaczka osobiście, a to też ma wyraźny wpływ na sposób prezentacji postaci.

W sumie całkiem niezła biografia, obawiam się jednak, że jeśli przeczyta się tylko tą jedną, może powstać uczucie niedosytu.