piątek, 17 lipca 2009

Nieefektowny, nudny gniot

„Efektowna katastrofa” – Eliot Schrefer


Bohaterem jest Noah, młody człowiek z Wirginii (w naszych warunkach byłby to odpowiednik określeń takich, jak pipidówa, Polska C, lub głęboka prowincja), który zaciągając ogromny dług bankowy kończy elitarną uczelnię w Princeton. Treścią natomiast – nieustanna frustracja, zawód i rozczarowanie tegoż Noaha.

Noah mieszka w Harlemie i samo to jest już wysoce deprymujące. Pracuje jako korepetytor w domach ludzi zamożnych na Manhattanie, ale w apartamentach przy Piątej Alei też nie czuje się dobrze, ani u siebie. Uczy nastolatki, a dokładnie to przygotowuje je do różnych testów, ale ta praca – choć bardzo dobrze płatna – zupełnie go nie satysfakcjonuje. Swoim uczniom trochę zazdrości, a trochę się nad nimi lituje i rozczula. Próbuje wchodzić w rolę ich wychowawcy, może nawet zastępować wiecznie zajętych robieniem kariery rodziców, ale z tego też nic dobrego nie wynika.

Całość przypomina mi powiedzenie, które, jeśli czegoś nie poplątałem, brzmiało zdaje się mniej więcej tak: „jeśliś został szewcem – wytrwaj w szewstwie”.

Noah z pipidówy się wyrwał i wracać do niej nie chce, a w nowym świecie ani nie ma dla niego miejsca, ani tak naprawdę wżyć się w niego też nie potrafi i również… nie chce.

Katastrofy, efektownej, czy nie, nie stwierdziłem, a przyznaję, że od połowy książki brnąłem do końca lektury już tylko w oczekiwaniu na nią.

Nie polecam.