środa, 21 października 2015

Tylko nieistotne jest ważne


„Święto nieistotności” – Milan Kundera  

Mam poważny kłopot z oceną najnowszej książki Kundery. Wydaje się, że nie tylko ja zresztą, bo choć blurb pełen jest zachwytów różnych ważnych ludzi, to jednak jakiekolwiek konkrety znaleźć w nim trudno.  

„Święto nieistotności” to historyjki, opowiastki, anegdoty o czterech mieszkających w Paryżu przyjaciołach: Alainie, Charlesie, Ramonie i Kalibanie. W tle przewijają się też postacie drugoplanowe: La Franck, urocza pięćdziesięciolatka, której ukochany niedawno zmarł, D’Ardelo, udający, że jest chory na raka (bardzo go ta mistyfikacja bawi), Quaquelique, stary przyjaciel Ramona, kobieciarz, obecna-nieobecna matka Alaina, Stalin, Kalinin, Chruszczow…  

Opisywane wydarzenia, postawy, zachowania i przemyślenia bez wątpienia są bardzo egzystencjalne, rodzą pytania o sens życia, o znaczenie pępka albo miłości… na przykład do sztuki, i oczywiście wiele, wiele innych.  

Problem, jak już wspomniałem, mam z oceną, bo nie jestem pewien, czy to nowe, genialne dzieło znakomitego pisarza, czy efekt stanu przejściowego w jego twórczości, po którym geniusz rozbłyśnie na nowo światłem jeszcze większym (albo wręcz odwrotnie), czy jedynie wyraz rozczarowania i goryczy starego człowieka, który dostrzega wreszcie, że wszystko, czemu poświęcił życie, jest mało ważne, nieistotne… W takim ujęciu mogłoby „Święto nieistotności” stanowić rozwinięcie, dopełnienie może „Nieznośnej lekkości bytu”.  

Kundera od 1975 roku mieszka we Francji, od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia pisze już tylko po francusku… kiedyś może zrozumiem, czemu nie pozwala tłumaczyć swoich francuskich książek na język czeski. A może nie dowiem się i nie zrozumiem, bo i jakie to ma znaczenie…

2 komentarze:

  1. To prawda, nie jest to najbardziej wybitne dzieło tego najbardziej wybitnego (według mnie) czeskiego (?) pisarza współczesnego. Nie dorównuje "Żartowi", czy "Śmiesznym Miłościom". Pisarz ma już jednak swoje lata i podkreślił, że tą drobnostką, nieistotną książeczką żegna się z czytelnikami. Dalszego ciągu nie będzie.
    I z tej perspektywy inaczej oceniam "Święto Nieistotności". Dla mnie jest to perełka geniuszu Milana Kundery, na miarę jego aktualnych możliwości. Spójna. Błyskotliwa. Łącząca w jedną całość, jak każda jego książka, historie na pozór niemożliwe do połączenia. Trwanie w postawie "przepraszam, że żyję", motyw Stalina i Kalinina i wiele innych smaczków zasługuje być może na ujęcie szersze, ale czy na pewno? We wcześniejszych swoich książkach Kundera również wybierał kilka bytowych dylematów i pokazywał je w niezliczonych wariantach, od każdej chyba możliwej strony, aż (niekiedy) do znużenia. Tutaj tego znużenia brak, zanim się zacznie, książka się kończy.
    Święto nieistotności, życie ludzkie na tej ziemi.

    Dziękuję Meszuge!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popatrz, niby takie to wszystko nieistotne, ale jaki rezonans wywołuje... :-)

      Usuń