„Dziewczyna z Brooklynu” – Guillaume Musso
Zaczyna się... irytująco. Odnoszący sukcesy i niezależny finansowo pisarz, Raphaël Barthelemy, trzy tygodnie przed ślubem wybrał się ze swoją wybranką, Mulatką, Anną Becker, stażystką ze szpitala, w podroż przedślubną na Lazurowe Wybrzeże. Pewnego wieczora Raphaël zmusza i wymusza na Annie osobiste wyznania. Widać, słychać i czuć, że to nie jest dobry pomysł, sam pisarz też to czuje, ale upiera się jak osioł, deklarując miłość do bezgranic. Sterroryzowana Anna Becker pokazuje mu zdjęcie trzech zwęglonych ciał i informuje, że to jej dzieło, że ona to zrobiła. Raphaël natychmiast wychodzi i odjeżdża. Więc Becker pakuje się i wraca do Paryża. Po jakimś czasie pisarz opamiętał się, zrozumiał, że właściwie nic nie wie i wrócił, ale Anny już nie było.
Chciałoby się być tym, kim się nie jest - napisał Albert Cohen. Może dlatego czasem człowiek zakochuje się w kimś, z kim nie ma absolutnie nic wspólnego. Może to pragnienie wzajemnego dopełnienia się każe nam wierzyć w możliwość zmiany, metamorfozy. Tak jakby kontakt z drugą osobą powodował, że stajemy się istotami doskonalszymi, bogatszymi, bardziej otwartymi. Ten piękny w teorii pomysł rzadko realizuje się w rzeczywistości*.
Raphaël Barthelemy też w końcu wraca do Paryża, ale okazuje się, że Anny nie jest w stanie odnaleźć. Podczas jej poszukiwań pojawiają zagadki, mroczne tajemnice, tropy wiodące w odległą przeszłość. Pisarz szuka Anny Becker z pomocą przyjaciela, byłego policjanta, Marca Caradeca. Poszukują śladów, informacji, rozwiązania, zarówno we Francji jak i USA.
„Dziewczyna z Brooklynu” to powieść sensacyjna w typowo amerykańskim stylu, bo to i kidnaping, i pedofilia, i tajemnice ważnego polityka, i narkotyki, i zabójstwa. Czegoś jednak jej zabrakło, bo choć fabuła wydaje się ciekawa, to napisano to jakoś tak… nijako; mocno naiwnie momentami. A jak dodać do tego brak satysfakcjonującego zakończenia, nie do końca wymierzoną sprawiedliwość, niepodomykane ważne wątki, to wychodzi dzieło o jakości mocno przeciętnej. Krótko mówiąc – gdybym miał w tym momencie coś innego do czytania, to „Dziewczynę z Brooklynu” porzuciłbym bez żalu i bez potrzeby dowiedzenia się, jak się to skończy. Poza tym zakończenia domyślałem się już od połowy powieści.
---
* Guillaume Musso, „Dziewczyna z Brooklynu”, Albatros, 2017, s.23.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz