poniedziałek, 6 października 2025

Kompleksy i frustracje Erli

 „Wzgórze Wisielców” – Yrsa Sigurdardóttir

Kolejny tom serii z Freyją, dziecięcą psycholożką i Huldarem, policyjnym detektywem, a drugi, po który sięgnąłem, chcąc autorce sprezentować jeszcze jedną szansę.

Gálgahraun, na peryferiach Rejkiawiku, w miejscu będącym kiedyś lokalną atrakcją turystyczną, na polu lawowym, zwanym Wzgórzem Wisielców (historyczne miejsce straceń), zauważono wiszącą osobę. Wkrótce okazuje się, że to Helgi. Pojawiają się poważne trudności techniczne ze zdjęciem zwłok, a czas nagli – w pobliżu znajduje się prezydencka rezydencja w Bessastadir, do której właśnie zbliżają się chińscy goście rangi ministerialnej; nie można dopuścić, żeby tę sprawę potraktowali jako polityczną prowokację i w ogóle zorientowali się, że coś się dzieje.
Ktoś, zapewne morderca, nagrał filmik z akcji wieszania i wysłał go kilku przyjaciołom ofiary.

W luksusowym apartamencie Helgi’ego policja znajduje czteroletniego chłopca, który na imię ma Siggi (zdrobnienie od Sigurdur), ale nie wie, jak się nazywa, nie zna swojego adresu, wie tylko, że mieszka w Rejkiawiku, imiona rodziców pamięta w sposób niepomagający ich zidentyfikować. Do mieszkania bogatego biznesmena przyprowadził go jakiś obcy mężczyzna i kazał czekać na dźwięk budzika. Co najdziwniejsze, nikt nie zgłosił zaginięcia chłopca. W domu opieki, do którego trafił, chłopiec rysuje dziwne obrazki i bawi się w wieszanie Barbie.

Tak więc zaczyna się świetnie, a fabuła wciąga i intryguje od samego początku. Powieść może nie powala na kolana, ale jest o oczko lepsza od „Rozgrzeszenia”, które niedawno czytałem.

W jednej powieści to mógł być przypadek, ale w obu zaobserwowałem coś wyjątkowego – autorka wyjątkowo krytycznie ocenia mieszkańców Islandii, a szczególnie policjantów i policjantki.

Erla, szefowa działu kryminalnego policji i przełożona Huldara, na pole lawowe zwołała wszystkich policjantów, także tych, którzy mieli wolne. Po co? Niezbyt rozgarnięci policjanci plączą się bez celu i sensu po miejscu zdarzenia, bez pomysłu na sprowadzenie zwłok na dół. Wszyscy oni uważają, że chodzi o samobójstwo, ale dopiero praktykantka, Lína, zwraca uwagę na potężny gwóźdź wbity w klatkę piersiową ofiary, co wyraźnie oznacza, że chodzi o morderstwo i... ośmiesza starych policyjnych wyjadaczy.
Erla nienawidzi podwładnych, zachowuje się wobec nich grubiańsko i arogancko, zdarzają się też wulgaryzmy. Kobieta najwyraźniej nie radzi sobie na stanowisku, które jej powierzono. Drwi z ludzi, szydzi, wrzeszczy, wściekle warczy.

Huldar podejrzewał, że Erlą kierowały niskie pobudki, gdy poleciła Línie przyjechać na miejsce znalezienia zwłok. Oficjalnie chodziło o to, żeby dziewczyna zapoznała się z procedurami obowiązującymi w takich przypadkach, ale po cichu Erla niewątpliwie liczyła, że zszokowana praktykantka zwróci śniadanie. Lína była jednak na to o wiele za twarda. Przepchnęła się na sam front i stała tam, obserwując dyndające zwłoki z takim przejęciem, jakby patrzyła na zwisającą na kablu żarówkę*.

W odróżnieniu od większości mieszkańców kraju Erla bardzo słabo mówi po angielsku, więc pomysł, żeby skontaktowała się z odpowiednimi służbami za granicą, traktuje jako złośliwą napaść na siebie. Itd. Itp.

Zagadką jest oczywiście sprawa zabójstwa Helgi’ego i pojawienie się w jego mieszkaniu dziwnego dziecka, ale jest też jeszcze jedna kwestia: co jest nie tak z Erlą, kto ją mianował i dlaczego? Większość niemrawych policjantów zresztą też. Może chodzi o jakieś prywatne urazy autorki?




---
* Yrsa Sigurdardóttir, „Wzgórze Wisielców”, przekład Paweł Cichawa, Sonia Draga, 2021.



Naprawdę dziwny ten kraj... 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz