„Czarna linia” - Jean-Christophe Grangé
Przeczytałem kilkaset książek sensacyjnych, kryminałów, thrillerów. Nigdy, NIGDY, nie próbowałem odgadywać dalszego ciągu, a zwłaszcza tożsamości mordercy. Interesowało mnie, jak zrobi to policjant, detektyw, czy inny główny bohater pozytywny. Śledziłem jego posunięcia, tok myślenia, wnioski wyciągane z dowodów, itd.
I właśnie dlatego, kiedy okazało się, że po przeczytaniu 15% "Czarnej linii" wiem z całą pewnością, bez wkładania w to jakiegokolwiek wysiłku, co będzie dalej, dalsze czytanie stało się co najmniej nużące- delikatnie mówiąc.
Brnąłem jednak dalej wierząc naiwnie, że może mistrz (W końcu to Grangé! Autor „Purpurowych rzek” i „Lotu bocianów!) jednak czymś mnie zaskoczy. Nie zaskoczył. Niestety...
Licząca prawie 500 stron książka ma dwa niezłe momenty. Jeden z nich, ten dłuższy, opisujący zamianę wnętrzności prosiaka i strażnika więziennego, zajmuje może nawet ze trzy akapity.
Cała reszta jest ciężkawa, bez polotu i nużąco przewidywalna.
Bardzo bywam zawiedziony, kiedy autor, na którego bardzo liczę wypuszcza knota...
I właśnie dlatego, kiedy okazało się, że po przeczytaniu 15% "Czarnej linii" wiem z całą pewnością, bez wkładania w to jakiegokolwiek wysiłku, co będzie dalej, dalsze czytanie stało się co najmniej nużące- delikatnie mówiąc.
Brnąłem jednak dalej wierząc naiwnie, że może mistrz (W końcu to Grangé! Autor „Purpurowych rzek” i „Lotu bocianów!) jednak czymś mnie zaskoczy. Nie zaskoczył. Niestety...
Licząca prawie 500 stron książka ma dwa niezłe momenty. Jeden z nich, ten dłuższy, opisujący zamianę wnętrzności prosiaka i strażnika więziennego, zajmuje może nawet ze trzy akapity.
Cała reszta jest ciężkawa, bez polotu i nużąco przewidywalna.
Bardzo bywam zawiedziony, kiedy autor, na którego bardzo liczę wypuszcza knota...