Jakaś
redakcja jakiegoś periodyku. Naczelny przynosi redaktorom plik opowiadań i żąda
napisania pokaźnej liczby podobnych, w określonym czasie. W tym momencie
sytuacja się komplikuje, bo nie wiadomo, czy kolejne prezentowane w zbiorku
opowiadania należą do tych wzorcowych, czy może już napisanych, czy może
wcześniej napisanych, czy może przez kogoś zupełnie innego napisanych… Szybko
przestałem próbować to rozwikłać i skupiłem się na samych opowiadaniach.
Ponad
wszelką wątpliwość jest to tak zwana „literatura kobieca” (http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=68741
) dla panien służących i to raczej z tych mniej rozgarniętych, dla których
„Ordynat Michorowski” stanowi wyzwanie intelektualne wyraźnie przekraczające
możliwości.
Oto
w wielkim skrócie jedno z opowiadań: On i ona żyją ze sobą zgodnie i
szczęśliwie od siedmiu lat, gdy nagle ona postanawia go porzucić, bo on słodzi
herbatę, jak zwykle zresztą, dwoma łyżeczkami cukru. Dwa lata później ona
wychodzi za mąż za innego. On, gdy się o tym dowiaduje, popełnia samobójstwo
strzelając sobie w łeb przed ślubną limuzyną. Koniec opowiadania.
No…
ja rozumiem… literatura kobieca nie zawsze bywa ambitna, ale to już chyba pewna
przesada…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz