„Paulo Coelho – duchowy mistrz czy
fałszywy prorok?” – Mirosław Salwowski
Zza księgarskiej lady
obserwowałem fenomen Coelho. I przyznaję, że nie byłem w stanie do końca go
zrozumieć. Nadal nie jestem… Do czasu próbowałem nawet rozmawiać z
czytelnikami, zachwyconymi lekturą i twierdzącymi, że Coelho odmienił ich
życie, i pytać ich, na czym konkretnie ta odmiana polegała, ale na to
odpowiedzieć jakoś nie potrafili.
Dwie książki
brazylijskiego pisarza przeczytałem z ciekawości, ze trzy inne z zawodowego
obowiązku, ale gdy dotarłem do „Podręcznika wojownika światła” – miałem dosyć. To
już przekraczało moją wytrzymałość. „Pielgrzym” albo „Alchemik” miały chociaż
jakąś fabułę… Jednak wszystkie one stanowiły festiwal prostych, banalnych,
niewyszukanych, konwencjonalnych, wyświechtanych, trywialnych treści podanych w
taki sposób, by sprawiały wrażenie epokowego odkrycia, wielkiego objawienia.
Żeby powalały na kolana i pozostawiały czytelnika z oczami wybałuszonymi w
niemym zachwycie. Taka sztuczka nie jest niczym nowym ani odkrywczym. Zwyczajne
sprawy, oczywiste, przedstawiał jako wielkie odkrycia Randy Pausch („Ostatni
wykład”), a z naszych Katarzyna Nosowska („A ja żem jej powiedziała…”), choć do
klasy Cohelio im daleko.
„Niejedna fałszywa
religia powstała na skutek domniemanych objawień z Nieba. Tak powstał np.
islam, którego twórcy – Mahometowi, zdawało się, że słyszy Boży głos” [1].
Są w społeczeństwie takie określenia
(zwroty, nazwy, pojęcia itp.), które wypowiadającego je człowieka, identyfikują
w sposób nie budzący najmniejszej wątpliwości. Na przykład „Heil Hitler”,
„towarzyszu”, „zapluty karzeł reakcji”. W Polsce od pewnego czasu funkcjonuje
kolejne takie… kuriozum. Podczas gdy normalni ludzie wiedzą, że scena
polityczna dowolnego kraju/państwa, to zwykle i w wielkim uproszczeniu prawica,
centrum, lewica, chadecja (chrześcijańska demokracja), to w Polsce funkcjonuje
od pewnego czasu cudaczne, wielce udziwnione pojęcie „lewactwo”. Używający go
ludzie już zapewne nie zdają sobie sprawy, że mówią do krewnych, znajomych,
przyjaciół nie normalną polszczyzną, ale propagandową partyjną nowomową. Gdyby jeszcze
mówili o prawactwie i centractwie…
Kiedy w książeczce
niejakiego Salwowskiego (nie wiedziałem wcześniej, kto to jest, nie znałem
jeszcze jego poglądów na bicie dzieci, kar za namiętne pocałunki i innych w tym
stylu), na jednej z pierwszych stron napotkałem „lewactwo”, wiedziałem już,
czego się spodziewać. Czytałem dalej tylko dlatego, żeby sprawdzić, jak daleko
się posunie tym razem. A posunął się naprawdę bardzo daleko.
Książeczka (raczej
paszkwil) pana Salwowskiego, to 128 stron cytatów biblijnych, fragmentów
książek Coelho, Katechizmu Kościoła katolickiego, jakichś encyklik papieskich
itp. Jedne są związane z książkami Coelho mniej, inne wcale, ale sprawiają
właściwe wrażenie. Bo chodzi o to, żeby dowieść, że autor „Pielgrzyma” jest
diabłem.
„Czy to możliwe, aby za
tym dobrotliwie wyglądającym, nieustannie uśmiechniętym, wydającym duże
pieniądze na działalność charytatywną, starszym panem, stał sam szatan?” [2].
Zaiste, rację miał
Sławomir Mrożek, twierdząc, że większość jest głupia, a im większa większość,
tym głupsza.
A Paulo Coelho? Zapewne
to tylko efekt dobrego marketingu, bo przecież ani to prorok, ani mistrz duchowy –
zręczny pisarz motywacyjny, po prostu.
--
1.
Mirosław Salwowski, "Paulo Coelho - duchowy mistrz czy fałszywy
prorok?", Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, 2004, s. 22.
2.
Tamże, s. 25.
Przy okazji... Chrześcijańskie porady, jak karać niemowlęta i małe dzieci:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz