czwartek, 16 sierpnia 2007

Dominikana Trujillo

"Ciudad Trujillo" - Andrzej Wydrzyński


Wydawca książki na okładce zamieścił cytat artykułu Marka Rymuszki z "Prawa i Życia" z 1979 roku, według którego "Ciudad Trujillo na głowę bije »Dzień Szakala«"*. No cóż... Rzecz gustu.

"Ciudad Trujillo" (początkowo tytuł brzmiał "Ostatnia noc w Ciudad Trujillo") Wydrzyński skończył pisać w maju lub czerwcu 1961 roku. I niewątpliwie wtedy takich książek było bardzo niewiele, a napisanych przez autorów polskich chyba wcale. To plus.

Kiedy czytałem ją pierwszy raz, jako nastolatek - byłem zachwycony. Kiedy wróciłem do niej po latach, bo jak by nie patrzeć, to kapitalne czytadło i nawet znając zakończenie można je czytać wiele razy, miałem już także inne spostrzeżenia. Wydawało mi się, że książka o reżimie rodziny Trujillo w Dominikanie miała być ripostą, odpowiedzią: "Mówicie, że komuna zła, że reżim? To ja wam pokażę prawdziwy reżim!".

Jak już wspomniałem, czytadło znakomite. Nawet teraz. Czy jednak faktycznie tak to było w Dominikanie?

Nie porównywałbym Wydrzyńskiego do Forsytha.
Katarzyny Grocholi do Balzaka też nie porównuję.