"Amerykanie" - Stanisław Mierzeński
Pierwszy raz czytałem "Amerykanów" jako nastolatek (12-13). Bardzo mi się podobała. Znajdowałem w niej całą masę informacji, wtedy dość trudno osiągalnych. Mierzeński pisał o podatkach, o roli mężczyzny w rodzinie, o robieniu zakupów, o Indianach, o diecie, o gangsterach i wielu innych sprawach i robił to w ciekawy sposób. Czytało mi się to jak opis wyprawy na nieznany ląd, nie ominąłem żadnego rozdziału. Później zniknęła mi ona z horyzontu na wiele lat.
Niedawno wygrzebałem tę książkę ze stosu śmieci na jakimś targowisku, zapłaciłem za nią bez oporów całe 5 PLN, przyniosłem do domu i... zacząłem się bać ją czytać. Obawiałem się, że książka o Ameryce i Amerykanach napisana w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych MUSI być komunistyczną propagandą, której wcześniej, jako dziecko, oczywiście nie zauważałem.
W końcu przemogłem się i przeczytałem. Pierwszą moją reakcją było ogromne zaskoczenie. Powiem wprost: według obowiązującego obecnie oficjalnego wizerunku tamtych czasów, ta książka w 1964 roku nie miała prawa zaistnieć - zbyt dobrze autor pisze o Ameryce.
Poza tym czytało mi się ją znowu dobrze, niestety ze świadomością, że wszystko to może być traktowane jedynie jako zbiór ciekawostek - jak to w USA było pół wieku temu.
I jeszcze jedno. Kiedy czytałem, wydany oczywiście wiele lat później, "Asfaltowy saloon" Łysiaka, uznałem, że są to książki bardzo podobne. Z tym, że "Amerykanie" są zdecydowanie mniej osobistą relacją. No i warsztat pisarski Łysiaka to klasa wyżej od Mierzeńskiego.
Niedawno wygrzebałem tę książkę ze stosu śmieci na jakimś targowisku, zapłaciłem za nią bez oporów całe 5 PLN, przyniosłem do domu i... zacząłem się bać ją czytać. Obawiałem się, że książka o Ameryce i Amerykanach napisana w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych MUSI być komunistyczną propagandą, której wcześniej, jako dziecko, oczywiście nie zauważałem.
W końcu przemogłem się i przeczytałem. Pierwszą moją reakcją było ogromne zaskoczenie. Powiem wprost: według obowiązującego obecnie oficjalnego wizerunku tamtych czasów, ta książka w 1964 roku nie miała prawa zaistnieć - zbyt dobrze autor pisze o Ameryce.
Poza tym czytało mi się ją znowu dobrze, niestety ze świadomością, że wszystko to może być traktowane jedynie jako zbiór ciekawostek - jak to w USA było pół wieku temu.
I jeszcze jedno. Kiedy czytałem, wydany oczywiście wiele lat później, "Asfaltowy saloon" Łysiaka, uznałem, że są to książki bardzo podobne. Z tym, że "Amerykanie" są zdecydowanie mniej osobistą relacją. No i warsztat pisarski Łysiaka to klasa wyżej od Mierzeńskiego.