czwartek, 16 sierpnia 2007

Życiowa filozofia

"Zmiana" - Robert Hellenga


Okładka w delikatnych, pastelowych barwach (złośliwi twierdzą, że mdłych i nijakich), nieznany mi wcześniej autor, niewiele mówiący tytuł... Mało brakowało, a przegapiłbym książkę, której poszukiwałem, która była mi potrzebna.

Och! Oczywiście o tym, że to jest właśnie TO, przekonałem się, dopiero gdy zacząłem czytać, tym niemniej bardzo się cieszę, że jednak nie przegapiłem.

Dom, dzieci, firma, zdrowie, problemy szwagra, szef... sto spraw, jakie na głowie ma codziennie większość z nas. W tym bałaganie i chaosie trzy kartki "Zmiany" zapewniły mi spokój, pogodę ducha i zgodę na świat.

Fabułę "Zmiany" prezentuje tekst z okładki (wyd. Galaktyka, 2006), ale zadziwiające jest to, że siłą tej powieści nie jest fabuła. Magia książki to jej klimat. Klimat, który w jakiś cudowny sposób udziela się czytelnikowi, tworzy nastrój, skłania do przemyśleń - i znów nie nad fabułą, ale nad własnym życiem.

Ktoś ze znajomych doszukał się w "Zmianie" podobieństw czy związków ze "Światem Zofii". Ależ skądże! "Świat Zofii" w porównaniu ze "Zmianą" jest jedynie nużąco-szkolnym wykładem na temat historii filozofii, jej nurtów i kierunków.

Hellenga napisał książkę o najistotniejszej istocie filozofii, o jej najgłębszym sensie: kim jestem? co ja tutaj robię? czy to ma sens? czym jest miłość?

Gdyby to był utwór muzyczny, użyłbym określenia "muzyka, która delikatnie się sączy i wnika w duszę".

Jeśli znasz Desideratę, to to jest właśnie ten klimat, ta atmosfera, ten duch...