czwartek, 16 sierpnia 2007

Odwyk narkomana

"Rok w Monarze" - Wojciech Wanat


Chciałem napisać, że jest to książka niesamowita, bo... ale pomyślałem, że przecież możliwe jest, że to tylko ja odbieram ją w taki, dość specyficzny, sposób.

Autor, narkoman, opisuje swój roczny pobyt w ośrodku Monaru w Głoskowie (jeden z najstarszych, jeśli nie pierwszy, z prawie 30-letnimi tradycjami). Przekaz oficjalny wygląda mniej więcej tak: Głosków jest miejscem wspaniałym, uratował mi życie, mądre i przemyślane zasady, wszystko jest tu dla mnie, a nic przeciwko mnie, ogrom ciepła, życzliwości i zrozumienia, uczciwość, odpowiedzialność, zaangażowanie, itd. w tym stylu.

Ale jest też inna treść książki Wanata, z której wynika, że przynajmniej niektóre ośrodki Monaru to miejsca, gdzie dokonuje się totalnej dezintegracji osobowości, niszczy, upokarza ludzi i jeśli potrafią się po czymś takim pozbierać, to narkotyki są już małym problemem. Wspomina, jak to w cudownym i wspaniałym Głoskowie nie potrafił pogodzić się z rozdźwiękiem między tym, co ludzie mówili w społeczności, a tym, co robili poza nią, miał problemy z klikami, koteriami i układami, opisuje wymuszanie na nowych kuracjuszach, by dzielili się ze starszyzną zawartością otrzymanych od rodziny paczek, napomyka o dziewczynie, która Monar skończyła, ćpać przestała, ale... kolejne dziesięć lat leczyła się z Monaru. Trochę "dziwnie" mi się zrobiło, kiedy czytałem o karach za to, że... nie lubi hip-hopu (jak podobno wszyscy) i za to, że się wywyższa, bo nie chce oglądać filmów z Arnoldem i Sylwestrem.

Można by powiedzieć, że autor stara się przedstawić różne aspekty życia w ośrodku odwykowym, ale ja mam inne wrażenie: cały czas wydaje mi się, że Wojciech Wanat chciał napisać jedno, a co chwilę, niechcący, a może nieświadomie, wyłaziło mu drugie.

W każdym razie uważam "Rok w Monarze" za niezłą książkę. I to pomimo pewnych braków stylistycznych czy problemów z chronologią. Literatura przez duże "L" to to nie jest, ale przeczytać warto.

W związku ze sprzecznymi przekazami trudno jest w sumie dowiedzieć się z niej, jak faktycznie jest w Monarze, ale jakiś obraz można sobie wyrobić. Ostatecznie opinie o takim miejscu z natury zawsze pozostaną subiektywne.